sobota, 26 marca 2016

[ZW] Rozdział 1.3.




 Obchody Dnia Założycieli przerosły wszelkie oczekiwania nie tylko Agrony, ale także pozostałych mieszkańców Mystic Falls. To małe miasteczko, założone w 1860 roku, cyklicznie świętowało dość hucznie rocznicę, a honorowe miejsce w jubileuszu zajmowały rodziny założycieli, których linie przetrwały przeszło sto pięćdziesiąt lat.
Uroczystości i atrakcje rozpoczęły się jeszcze za dnia, pochodem przez główną ulicę. Agrona miała wrażenie, że przybyli niemal wszyscy mieszkańcy, co było dość zaskakujące, nawet w tak niewielkiej wioseczce. Poczuła się przez chwilę, jakby przemieściła się w czasie o dobre sto lat wstecz. Wielu członków wiekowych rodów przyodziało na ten dzień swe historyczne stroje, chcąc dumnie reprezentować swoją rodzinę.
Pochód zatrzymał się na placu nieopodal budynku szkoły. Na ogromnym wozie przyjechały miss Mystic Falls wraz z ich partnerami. Oklaskom i okrzykom nie było końca, wszystkie panny promieniały, były piękne i szczęśliwe. Jedynie nieliczni mogli dostrzec niebezpieczny błysk w oku partnera jednej z nich i niepokój odzwierciedlający się w jej oczach.
Kiedy nieco się ściemniło, dekoracyjne oświetlenie rozbłysło blado, rzucając na tłum wielobarwną poświatę, a jednocześnie pozostawiając okolicę w urokliwym półmroku. Muzyka grała, mężczyźni wirowali w tańcu z kobietami.
Agrona stała na uboczu, biernie obserwując wydarzenia. Nagle poczuła obok czyjąś obecność.
— Isobel, co ty tu robisz?
— Ostrzegam cię, nie gorączkuj się.
Agrona uniosła jedną brew z dziwieniu. Ze stojącego za jej plecami stołu porwała kieliszek szampana.
— Nikt nie powinien cię tu widzieć. Poza tym John niebawem uruchomi ten piekielny wynalazek.
— Wampiry uwolnione z grobowca Katherine planują nalot — ostrzegła wampirzyca, mimowolnie usiłując odnaleźć gdzieś w tłumie Elenę.
— Wasze urządzenie z pewnością powali je na kolana. Dosłownie. — Wiedźma puściła oczko do Isobel, następnie podążyła za jej wzrokiem. Dostrzegła jej córkę tańczącą ze Stefanem Salvatore. — Wyglądają na takich szczęśliwych — westchnęła sztucznie. Jednak to wystarczyło, by wampirzyca szybko zmieniła swoje zachowanie. Warknęła ostrzegawczo.
Spomiędzy tłumu wyłoniła się smukła sylwetka kobiety odzianej w wykwintną garsonkę. Wyglądała na żonę burmistrza. Sięgnęła po kieliszek szampana i stanęła obok Agrony. Isobel zniknęła, nim wiedźma zdążyła to zarejestrować.
— Zachwycająca uroczystość — zauważyła Agrona, zwracając się do kobiety.
— Och, nasi uczniowie w tym roku dołożyli wszelkich starań do przygotowań. Carol Lockwood — przedstawiła się, bowiem kobieta, z którą postanowiła wdać się w krótką pogawędkę, wydawała jej się obca.
— Agrona Rhiannon. Lockwood? — powtórzyła wiedźma. Właśnie poznała osobiście jedną z najważniejszych osób w miasteczku i w tajemnym kręgu Rady Założycieli. Dawało jej to kolejnego asa w rękawie, szczególnie, że Carol Lockwood nie miała pojęcia ani o Agronie, ani o poziomie jej wiedzy.
— Agrona, od dawna przebywasz w Mystic Falls?
— W zasadzie to przeprowadziłam się tu wczoraj — wyjaśniła wiedźma. Nim zdołały podjąć dalszą rozmowę, znikąd pojawił się przy nich John Gilbert.
— Wszystko przygotowane, Carol — zakomunikował.
— Świetnie. Gdy tylko burmistrz rozpocznie przemowę i pojawią się fajerwerki, zaczynamy — wyszeptała mu do ucha pani Lockwood. Jako żona burmistrza, nie czuła się skrępowana szeptaniem w towarzystwie. Wierzyła, że Rhiannon zrozumie, iż sprawy organizacyjne należały do poufnych.
Gilbert skinął posłusznie głową i zwrócił się do starej znajomej:
— Agrona, kopę lat! Zapewne się już znacie z…
— Tak — wyręczyła go wiedźma. Początkowo nie do końca rozumiała jego grę. Wcale nie byli zżytymi przyjaciółmi, którzy mieliby aż tak radośnie reagować na swój widok. Ich relacje były wręcz chłodne. Wkrótce jednak poznała chytry plan ojca Eleny. Nie tylko Isobel potraktowała czarownicę jako zabezpieczenie dla swojej córki.
W kilku pozytywnych zdaniach Gilbert zapewnił żonę burmistrza o wymyślonej na poczekaniu przeszłości Agrony i zasugerował jej członkostwo w Radzie. Nie pozostawił Carol większego wyboru, mówiąc głośno i swobodnie o tajemnicach Rady w pobliżu niewtajemniczonej, dlatego pani Lockwood nie mogła zrobić nic innego, jak zaproponować wiedźmie kandydaturę i poprosić o pomoc oraz wsparcie dla Rady w walce z wampirami.
„Wilk syty i owca cała” – pomyślała Agrona. Gilbert tym sposobem nie tylko zaskarbił sobie jej wdzięczność, o którą zapewne wkrótce zamierzał się upomnieć, ale również zabezpieczył przyszłość swojej córki na tak długo, póki czarownica pozostaje w Mystic Falls. Jednocześnie wiele tajemnic tego miasteczka stanęło dla niej otworem, dając szerokie możliwości w poszukiwaniu drogi ku jej prywatnym celom. Mystic Falls było istną kopalnią niesamowitych przedmiotów związanych z nadnaturalnymi zagadnieniami.
— Wybaczcie, burmistrz przygotowuje się już do przemowy. Do zobaczenia później — przeprosiła Carol Lockwood i zniknęła w tłumie. Za jej plecami, Agrona posłała Johnowi pełne podziwu spojrzenie.
— Masz okazję mi się odwdzięczyć — rzucił bez zbędnych wstępów. Czarownica parsknęła śmiechem.
— Wiedziałam, że prędzej czy później przyjdziesz, nie sądziłam jednak, że tak od razu. Ty zachłanny…
— Chodź za mną, nie mamy wiele czasu. Wytłumaczę ci po drodze — przerwał Gilbert i, pociągnąwszy Agronę za sobą, udał się w nieznanym jej kierunku.

Znajdowali się w jakiejś piwnicy. John wyjął z kieszeni niewielkie pudełeczko i postawił je ostrożnie na stole. Agrona stała obok, niecierpliwiąc się. Tymczasem mężczyzna uchylił wieczko, a im oczom ukazał się mechanizm złożony z kilku zębatek.
— To jest ten wielki wynalazek, o który było tyle krzyku i zamieszania? — zadrwiła, choć oczywiście jako wiedźma wiedziała, że nie można dać się zwieść pozorom. Nie mniej jednak, nie przepadała za Gilbertem i z przyjemnością uprzykrzała mu każdą chwilę, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja.
Mężczyzna z drugiej kieszeni wyjął drobny kluczyk. Obrócił go kilkakrotnie w palcach.
— Już czas — powiedział bardziej do siebie i przekręcił zamek w wynalazku.


Zębatki zaskrzypiały cicho, wprawione w ruch i powoli zaczęły się obracać. Wokół nich nie wydarzyło się nic szczególnego, jednak pośród tłumu rozpętał się swoisty chaos.
Nagle poszczególne jednostki jedna po drugiej zaczęły z hukiem opadać na ziemię, łapiąc się za głowy, targając włosy. Każda z tych osób skomlała, błagając by ich towarzysze powstrzymali ten nieznośny pisk, który wydawał się naciskać na ich umysł, paraliżować ruchy. Płakali, krzyczeli, panikowali. Ich partnerzy, którzy nie słyszeli absolutnie nic, bladzi i wystraszeni rozglądali się za jakąkolwiek pomocą. Tę zaś nieśli policyjni funkcjonariusze, wyrywający obezwładnione wampiry z ich ramion.
Największym zaskoczeniem był burmistrz, który w połowie przemowy i pokazu fajerwerków upadł na scenie, podobnie otępiały i bezradny. Carol Lockwood nie rozumiała, jak to możliwe. Wynalazek miał porazić jedynie wampiry, by mogli je wyłapać co do jednego i spopielić w piwnicy. Próbowała siłować się z policjantami, krzyczała, że to ona jest najwyższą władzą i mają być jej posłuszni, że jej mąż z pewnością nie jest wampirem. Wbrew błaganiom zabrali i jego.
Agrona zeszła do najniższej części magazynu, by z bliska obejrzeć rzucające się w konwulsjach, półprzytomne wampiry, otumanione dodatkowo zastrzykiem z werbeny. Było ich znacznie więcej, niż się spodziewała.
— Jeśli zdołają się przebudzić, postaraj się utrzymać ich bezbronnych i w bezruchu, dopóki nie przyjdę — przypomniała sobie prośbę Gilberta.
Przybył do piwnicy gdy tylko wyłączył wynalazek i bezpiecznie go ukrył. Odprawił policjantów i obiecał im przejąć dalszą kontrolę nad sprawą. Kiedy zostali sam na sam z wampirami, zwrócił się do wiedźmy.
— A teraz ich spalimy i wyplenimy raz na zawsze te bestie z Mystic Falls.
Jego twarz była zawzięta i zdeterminowana. Nienawidził tych istot z całego serca, to było zakorzenione głęboko w nim, odziedziczył to po swoich przodkach i zamierzał kontynuować ich dzieło.
— Gdzie ten przeklęty Salvatore?! — zdenerwował się. Na nim zależało mu najbardziej. Chciał uwolnić Elenę, uchronić ją przed losem Katherine, przed życiem z potworem, jakim był wampir, którego pokochała. Był pewien, że spotyka się z nim pod przymusem. Że Stefan, używając swoich nadnaturalnych mocy, zmusza ją do tego.
— Rób, co należy do ciebie. Ja muszę coś sprawdzić — zarządził John i wyszedł.
Dziesiątki wampirów zamknięte w piwnicy z Agroną powoli się przebudzały. Czarownica nie lękała się przebywać z nimi sam na sam. Miała na tyle mocy, że mogła zaćmić umysły ich wszystkich, powalić na kolana i sprawić, by ponownie zwijały się z bólu. Nie zamierzała zresztą odebrać sobie przyjemności podczas spłacania swojego niewielkiego długu u Johna. Oparła się o barierkę na schodach prowadzących do piwnicy i z góry obserwowała martwe truchła chodzących nieumarłych. Kiedy niektórzy z nich zaczynali dochodzić do siebie, jęcząc i skomląc, uśmiechnęła się pod nosem.
— Pomóż nam — błagali jeden po drugim. Niektórzy próbowali wstać. Uderzyła w nich pierwszą falą bólu, od której ich ciała powykręcały się w nienaturalny sposób. Wyginali przerażająco kończyny, głowy. Krzyczeli, błagając o litość, wmawiając jej, że są niewinni. Wciąż nieprzytomny pozostawał burmistrz, którego obecność szczególnie intrygowała Agronę.
Odkładając na później najważniejszą część zabawy, rzucała falą realnego pisku, który wprawiał wampiry w agonalny stan. Miała nadzieję, że pan Lockwood przebudzi się i przyzna, kim jest. Nie wyczuwała w nim bowiem żadnej nadnaturalnej istoty, choć bez wątpienia nie był też normalnym człowiekiem. Musiał istnieć jakiś powód, dla którego wynalazek podziałał również na niego.
Po kilkunastu minutach poczuła się znudzona. Jednym kiwnięciem dłoni wznieciła wysokie płomienie w całym pomieszczeniu. Ogniste języki zachłannie objęły ciała nieśmiertelnych, którzy mieli za chwilę umrzeć już na zawsze. Konali w męczarniach, rozszarpując własne ciała i wyjąc przeraźliwie. Czarownica napawała się ich cierpieniem, ich męczeństwem.
Płomienie sięgały sufitu, żarłocznie pochłaniając wijące się wampiry. Agrona czerpał wręcz cielesną przyjemność z ich bólu, słysząc ich chrapliwe warkoty, jęki.
Nagle drzwi zostały wyważone przez kogoś, kto nie powinien się tam znajdować. Wiatr, który wpadł do piwnicy, potargał długie włosy Agrony i wzniecił jeszcze bardziej płomienie.
— Nie! — wrzasnęła dziewczyna.
— Elena, stój! — młoda czarownica usiłowała powstrzymać przyjaciółkę i jej chłopaka, na próżno jednak. Obydwoje wbiegli do piwnicy, zatrzymawszy się przed Agroną.
— Błagam, pozwól nam go zabrać — prosiła nastolatka, kiedy wiedźma utworzyła niewidzialną barierę, której nie mogli przekroczyć.
— Agrona… — usłyszała wiedźma. Odwróciła się, by spojrzeć na Bonnie Bennet. Wyczuwała, że ona również nie chce do tego dopuścić, że próbowała powstrzymać przyjaciółkę i jej wampirzego chłopaka. Coś jednak było na rzeczy. W jej oczach były łzy.
— Znikajcie stąd, chyba że zamierzasz dołączyć na grilla — zwróciła się do Stefana.
Wampir napierał na niematerialną ścianę z całej siły, odgrażając się wiedźmie.
— Tylko jeden z nich — błagali.
Agrona ponownie spojrzała na Bonnie, następnie na pozostałych. Sprawiła, że płomienie zmalały, wciąż jednak trawiły bezlitośnie dogorywające, rzucające się w spazmach wampiry.
— Życie za życie — podyktowała, wbijając wzrok w Stefana. Elena zamarła, słysząc tę przerażającą propozycję.
— Damon! — krzyknęła, dostrzegłszy półżywego brata Salvatore, rzucającego się agonalnie w płomieniach.  — Błagam!
Agrona poczuła to. Młoda czarownica usiłowała sforsować jej moc i przebić się przez barierę. Musiała odpuścić. Musiała zdobyć jej wdzięczność. Potrzebowała Bennet po swojej stronie.
Westchnęła ciężko, odsuwając płomienie od Damona. Jego brat wbiegł do piwnicy. Kaszląc i dusząc się wszechobecnym dymem, zarzucił sobie ciało brata na plecy, następnie skierował się do wyjścia. Agronę tak mocno kusiło, by postawić i jego ciało w ogniu, pozwalając, by oczyścił świat i zabrał braci Salvatore w nicość raz na zawsze. Powstrzymywały ją jednak własne potrzeby, które były silniejsze i ważniejsze.
— Dziękuję — wyszeptała cała trójka równocześnie.
Wiedźma zmierzyła spojrzeniem półprzytomnego wampira, którego pozwoliła właśnie uratować.
„Po raz kolejny daruję ci życie” – pomyślała, upewniając się, że Salvatore usłyszy tę myśl.

17 komentarzy:

  1. Przeczytałam i bardzo mi się podoba.
    Po pierwsze, świetny styl jak pisałam we wcześniejszym komentarzu. Przyjemnie się czyta, nie ma błędów, więc ogromny plus.
    Po drugie, podoba mi się bohaterka. Mało o niej wiadomo, trudno ją rozgryźć i właśnie dlatego chce się więcej, żeby cokolwiek się o niej dowiedzieć. Intryguje, a to ogromna zaleta, jeśli chodzi o główne bohaterki.
    Czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Twoja słowa są niezwykle motywujące. :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Dobra, dobra, skończyłam nadrabiać dzisiaj rano i po przemyśleniu „na trzeźwo” poprzednich rozdziałów, uznałam, że nie jest tak źle z moim rozumieniem serialu i opowiadania. Znam podstawowych bohaterów i jak na razie trudno nie jest, zobaczymy co będzie później. Tak w sumie to nie wiedziałam dlaczego, po co i jak, ale to już nieważne.

    Z początku nie mogłam zrozumieć o co chodzi z Johnem, tym całym planem, skąd i jak, ale ok, jakoś to jest. I znów chcę powiedzieć, że współczuję, tylko tym razem wampirkom. Jakkolwiek dziwnie to wygląda — tak jest. To nawet urocze, że Agrona pozwoliła Damonowi wyjść, ta. nie no, lubię ją, nie jest jakaś cukierkowa i na razie nie zrobiłaś z niej Mary Sue. Trzymam kciuki za postać Agrony, bo może być naprawdę super. Tak samo Bonnie, bo Elena jest u mnie skreślona na samym starcie. To znaczy, mogłaby być fajną postacią, ale nasłuchałam się trochę i też coś tam oglądałam, więc raczej powiem Elenie „nie”. Jeśli chodzi o braci, to nie wiem jaki powinien być Stefan, bo go nie znam kompletnie. Nie wiem też jaki jest Damon, ale z tym chyba pójdzie łatwiej, bo to on odpowiada chyba tutaj za takiego „zabawnego”, nie?

    A, jeszcze mi się przypomniało — „Tym razem ci daruję.” — kropka powinna być za cudzysłowem. To jest rozdział pierwszy, po prostu na telefonie nie mogłam skopiować niczego.

    Przyjemnie się wszystko czyta, jest naprawdę miło i widać, że starasz się, żeby było jak najlepiej. Pisałaś, że teraz może być dłuższa przerwa z dodaniem rozdziału. Teraz to już nie jest dla mnie fajnie, bo nie nadrabiam i... I się polałam. Wybacz, idę to z siebie zmyć.

    Życzę Ci powodzenia w pisaniu następnych rozdziałów.

    Strzałeczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamień z serca, jeśli tylko Agrona zacznie zalatywać merysójką, błagam, proszę mnie kopnąć w głowę. :)
      Za Eleną też nie przepadam, a Damon tak, to on ma być tym śmiesznym i złym zarazem. Co jak co, ale pisząc fanfika zamierzam pozostawić charaktery postaci kanonicznych nienaruszone, oczywiście na miarę moich możliwości.
      Dziękuję, poprawię. :D
      Dziękuję też za komentarz, motywuje mnie i raduje moje serduszko. :3
      Eee... strzałeczka! ;)

      Usuń
  3. Rozdział świetny:* Bardzo podoba mi się ta historia chociaż troche mało było opisów w tym drugim akapicie :) Mimo to rozdział jest cudowny i czekam na następny :** Ciekawy mnie co daje wykombinuje czarownica ? I jak będzie z wampirami?
    Czekam niecierpliwie na next i zapraszam do siebie *.-
    Buziaki i weny życzę:* :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znów darowała mu życie- coś w tym jest. Damonowi jak zwykle się upiekło, chociaż nie brzmi to w tej chwili dobrze :D Podoba mi się, że wydarzenia są zgodne z serialem. No bo rzeczywiście to wszystko co dzieje się w tle, działo się w TVD, a Ty potrafisz odnaleźć w tym bałaganie idealnie odpowiednie miejsce dla Agrony. To nie jest łatwe zadanie, coś o tym wiem.
    W sumie gdyby Stefcio zginął to jakoś bym nie ubolewała- nigdy go nie lubiłam. Podobnie jak Johna:)
    Kolejny znakomity rozdział, bardzo Ci gratuluję i z utęsknieniem czekam na więcej!
    Gdybyś miała chwilę czasu wpadnij na mój nowy blog, gdzie pojawił się dopiero prolog :)
    cursed-child.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damon jest w czepku urodzony ;)
      Co do Stefana - jest dla mnie marną i źle podrasowaną podróbą Edwarda Cullena. :)
      Dziękuję Ci za tak miłe i budujące słowa. Twojego nowego bloga już widziałam i chyba nawet zaobserwowałam, bo zamierzam właśnie go odwiedzić ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Przed przeczytaniem rozdziału myślałam, że długo tutaj nie zagoszczę. Nie praktykuje zasady czytanie za czytanie, więc czytam tylko to, co mi się podoba. Muszę Ci powiedzieć, że to jest genialne! Ty to dopiero masz wyobraźnię!
    Damon to bardzo ciekawa postać, intryguje. Agrona jednak wygrywa wszystko. Co do całości to... Pozazdrościć. Muzyka, którą umieściłaś budowała idealny klimat. Słowo daję, że przeszył mnie dreszcz.Na pewno tu jeszcze wpadnę.
    Weny :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że jednak przypadła Ci do gustu historia Agrony. A jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, iż spodobała Ci się muzyka i zbudowała dokładnie taki klimat, jaki miała w zamierzeniu. :)
      Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Ty to umiesz zbudować napięcie. Agrona - postać intrygująca, tajemnicza, nieprzewidywalna, intrygantka - tak ją widzę. W zasadzie uwielbiam takie postacie, jednak póki jej nie rozpracuję, moim obiektem fascynacji będzie Damon. Głównie ze względu na serial, cieszę się, że jest tutaj w mojej ulubionej wersji. Niby nikczemny, ale ma uczucia. Dodatkowo poczucie humoru, które uwielbiam.
    Kolejna rzecz to styl. Piszesz cudownie. Jak już napisałam wyżej, umiesz zbudować napięcie. Jeszcze ta muzyka, mmm.. idealnie dopasowana. Buduje klimat, doprowadzając mnie do frustracji, że muszę czekać na kolejny rozdział. A czemu? Bo tak długo jak jej słucham, mam tą cholerną wiedźmę przed oczami i szlag mnie trafia, bo nie wiem co tak naprawdę zamierza :| Chcę następnyyy

    stoneofheart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radujesz me serce, pisząc że Damon jest taki, jaki powinien być. Największym chyba trudem w fanfikach jest właśnie odwzorowanie charakterów postaci.
      Ale moje serce tymbardziej wręcz skacze z radości na wieść, że przypadła Ci do gustu muzyka. :3
      Dziękuję za tak pochlebne i motywujące słowa! :3
      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Dobra, kolejny przeczytany :). Jak wcześniej - bardzo dobre opisy, odnoszę wrażenie, jakbym przebywała wśród bohaterów lub znów oglądała tamte odcinki. Agrona to ciekawa, złożona, wielowymiarowa postać. Niby jest taką wredną, bezwzględną suką, niby chełpi się zwycięstwem i oszczędza Damona dla własnych celów, ale pod tą skorupą wyczuwam jakieś przyjaźniejsze uczucia. Ciągle mnie gryzie to, że nie wiem, skąd ma taką moc, jednak jestem cierpliwa. I tak się zastanawiałam, czy Isobel zdążyła zwiać, że urządzenie na nią nie podziałało? Wyłapałam też kilka błędów, które sobie zapisywałam w wordzie:
    "przyodziało" – może lepiej brzmiałoby "przywdziało"?
    "Agrona uniosła jedną brew z dziwieniu." – "ze zdziwieniem" lub "w zdziwieniu"
    "Wiedźma puściła oczko do Isobel, następnie podążyła za jej wzrokiem. Dostrzegła jej córkę tańczącą ze Stefanem Salvatore." - powtórzenie
    "— Agrona, od dawna przebywasz w Mystic Falls?" – według mnie, tu powinno być "Agrono". "Agrona" brzmi jakoś tak poufale.
    "Każda z tych osób skomlała, błagając by ich towarzysze powstrzymali ten nieznośny pisk" – zabrakło przecinka przed "by"
    "którzy mieli za chwilę umrzeć już na zawsze." – Tak sobie pomyślałam, że takie niby „na zawsze” w TVD nigdy się tak nie kończy haha. Boru, ile oni razy zmartwychwstawali ;_;
    "Agrona czerpał wręcz cielesną przyjemność z ich bólu, słysząc ich chrapliwe warkoty, jęki.” – powtórzenie i "czerpała"
    „Coś jednak było na rzeczy. W jej oczach były łzy.” – i znów powtórzenie.
    To chyba na tyle, ponownie bardzo szybko przeczytałam rozdział. Raczej do krótkich nie należał, ale akcja jest dynamiczna i od razu muszę wiedzieć, co będzie dalej :). Wkrótce wezmę się za kolejny epizod. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję, nawet nie wiesz, jak mnie cieszy, że wytknęłaś te błędy. Sama czytam rozdziały kilkakrotnie, słucham ich w Ivonie, a mimo to zawsze zostają jakieś potknięcia, powtórzenia i literówki. :3
      Moc Agrony zostanie wyjaśniona w nadchodzącym rozdziale, przynajmniej po części. Jak pisałam w "Inkantacji", pogwałcę nieco kanon, wiedźmy będą odmienne od tych z TVD.
      A Isobel, owszem, zmykała co sił w nogach, by maksymalnie oddalić się od zasięgu działania wynalazku.
      Dziękuję za komentarz i miłe słowa, pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ja, jak zauważyłaś, też mam problem z literówkami i powtórzeniami, a wielokrotne czytanie rozdziału nic nie daje :D.

      Usuń
  8. Cześć to znowu ja :)
    Rozdział genialny, przyzwyczaiłam się już do tego, że gdy biorę się za czytanie kolejnych rozdziałów jeszcze nigdy się nie nudziłam ani nie rozczarowałam! Tak trzymaj.
    Lubię twoje opisy, dzięki temu ma się wrażenie, ze jest się w samym środku tych wydarzeń. Cieszę się, że nie skupiasz się tylko na dialogach.
    Polubiłam postać Agrony. Ma swój charakterek, trzeba jej to przyznać w końcu jest wiedźmą, ale ma też ludzkie odruchy. Zlitowała sie nad Damonem, jak powiedziała kolejny raz, więc tam w lesie to też musiał być on, teraz jestem tego już pewna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci, lejesz miód na moje serce. :)
      Jeśli cokolwiek byłoby niejasne, pytaj, bo wiadomo jak to jest - czasem jako autorzy jesteśmy nieświadomi, że coś przedstawiliśmy niezrozumiale.

      Usuń

Szablon pochodzi z Larwiastej Tapeciarni